04 marca 2013

Są Huje We Wsi. Odcinek 2 (czy jakoś tak...)

No to tak, dzisiej jebnymy taki jakby post etnograficzno - kulturoznawczy.
Bo kuźwa, wiadomo jak jest ze sztuką ulicy w miastach. Historia graffiti na murach metropolii i takich pomniejszych miasteczek jest pewnie opisywana wszędzie szeroko i pewnie można by się pokłócić o wiele spraw, o wiele dat. No, nie o to nam chodzi. Mamy taki niuansik prosto ze ziemi oświęcimskiej.

Generalnie nie mamy zamiaru se przypisywać jakiejś ultra zajebistości i upierać się przy fakcie, że jest to zjawisko unikatowe i nigdzie indziej niewystępujące, ale dążym do tego, że wioski powiatu oświęcimskiego mają znamienitą tradycję, jak chodzi o stritart.

Bo jest tak, że proszę sobie wyobrazić, że jest noc z trzydziestego kwietnia na pierwszego maja. No i jest to takie jakieś coś, że brygady chacharów różnych i takich tam dzieciaków wszelkiej maści wyłażą tej nocy na ulice swoich wiosek.
Mają one te brygady ze sobą pędzle i wiaderka z białą farbą, a przede wszyskiem mają misję - chcą upstrzyć ulice, a konkretnie rzecz biorąc jezdnie, napisami, rysunkami i w ogóle twórczością.
Powody takiej publikacji są różne. W teorii najfajniejsza jest chęci skomentowania różnych wioskowych przywar - wtedy pisze się bezpośrednio przed domem ofiary, czyli tego, komu się chce dopiec, bo najczęściej te komentarze są jakoś tak nasycone takim specyficznym przekąsem, ale raczej bez wulgaryzmów, czy inwektyw; po prostu lakonicznie opisuje się jakieś fakty, z których mieszkaniec domu nie musi być całkiem dumny. Jeśli ofiara uzna, że ekipa malująca przegła bagietę, to z rana zamalowuje swój przytyk - najczęściej prostymi figurami geometrycznymi.
Może to też być prosta afirmacja życia, komentarz do sytuacji na wsi, tudzież w kraju, może to być chęć zdisowania wioski obok, czy pokazania swojej groźności. Pojawiają się czasem jakieś rysunki, ale z rzadka, bo ciężko się maluje pędzlem, który został w garażu po malowaniu grzejników, czy tam płotu. Często pisze się po prostu "1 MAJ", dla uczczenia tradycji.
Malowaniu towarzyszy także wyjmowanie furtek z zawiasów i wrzucanie ich do pobliskich rzek (tradycja mówi, że należy to czynić przy posesjach, na terenie których można znaleźć pannę na wydaniu, jednak chyba chęć siania chaosu troszeczkę bierze tutaj górę, bo najczęściej bierze się bramki na oślep).
Wiąże się to z tym, że o ile na pisanie po jezdni mieszkańcy patrzą przez palce, o tyle furtki są groźniejszą formą wandalizmu, bo łowienie takiej furtki jest uciążliwe, a poza tym nie wiadomo, jak daleko chłopcy tą furtkę wydrą, także tego... No to tak: mieszkaniec, który bardzo jest związany ze swoim wejściem na ogród powinien furtkę przywiązać, przypiąć łańcuchem, czy coś, bo w ten sposób często pali na panewce pomysł ukradzenia swojej furtki, a jeśli nawet nie, to zyskuje na czasie i jeśli czyha na posterunku, to może wyskoczyć przed dom i nakrzyczeć na ekipę, lub po prostu jednemu, czy drugiemu spuścić wpierdol.
Po drugie, często jeździ policja, więc akcje muszą być przeprowadzane na totalnym oriencie - zarówno malowanie, jak zdejmowanie bramek, czy tam co komu do łba strzeli.
Chyba w całym takim przedsięwzięciu najlepsze jest to, że istnieje opcja, że trzeba będzie zdupcać i śmieszne jest, jak wszyscy uciekają po rowach, orankach, krzokach i w ogóle, gdzie się da, zwłaszcza to jest śmieszne, jak tak na prawdę ucieka się bez powodu.

Jakoś w tamtym maju publikowaliśmy owoc działalności jednej z takich ekip, ale jakoś nam nie chciało się pisać, skąd to się wzięło. Dzisiejszy okaz także w tej tradycji ma swoje korzenie.

Tak to jest! Tak to wygląda.

Grojec, koło remizy, 06.05.2012


1 komentarz:

  1. pamiętam jak my se wyjebali własną bramke do stawu rybngo na kańczudze w gminie kęty. ale były zjeby. potym my ją musili łowić ale to nie ja łowiłem tylko wyjebywałem.

    OdpowiedzUsuń