25 lutego 2013

Sprzężenie Zwrotne. Część Czternasta.

Czołem.
Przebywamy obecnie poza kwaterą główną, ale za to w domu i publikujemy poprzez mamin laptop, toteż nie mamy całkiem kompletnego archiwumu, właściwie to nie mamy go przy sobie wcale, ale żeby nie było tak źle, że nic się nie dzieje, to sprzęgniem zwrotnie po raz kolejny.

Proponujemy też poczytać se taką zabawną historyjkę z iście rewelacyjnym zwieńczeniem.

Historyjka:
Kiedyś, a było to w lecie, szedł se raz jeden chłop po ulicy. Szedł w szortach i krótkiej koszulce, prawdopodobnie także miał on okulary przeciwsłoneczne. No i szedł se, szedł se i patrzy a tu na witrynie McDonalda leży aparat. Wziął se go on.
No i leżał ten biedny aparat potem w takim pudełku, potem na lodówce, potem gdzieśtam się pałętał, aż w końcu został pożyczony. Ale nie tak prędko...
Bo tamten chłop, co go znalazł, swój aparat pożyczył też innemu chłopu, a tamten drugi nawet mu dokupił taki dekielek do obiektywu, co się kiedyś zgubił. I w każdym razie nie miał ten pierwszy chłop swojego aparatu, a jak wiadomo, było boże narodzenie, więc trzeba było porobić zdjęcia choince i tutaj wkroczył ten znaleziony aparat.
Zrobiono nim parę zdjęć, ale potem jakoś już się nie chciało i znów ten aparat leżał. I w tym momencie ni z tego, ni z owego, pojawił się trzeci chłop w tej historyjce i akurat chciał pożyczyć aparat, bo miał zamiar se porobić zdjęcia różnych krzoków. No.
Ale jak wrócił ten znaleziony aparat od tego trzeciego chłopa do tego pierwszego, co go znalazł, to przypomniała o sobie największa bolączka znlezionego aparatu - był znaleziony i nie posiadał okablowania, a laptop, którym dysponowano nie miał takiej szczelinki na kartę pamięci, naczy miał, ale inną jakąś. Właściwie, to karta była inna. Nie ważne.
No i wrócił ten aparat na półkę, bo na dodatek, nie dość, że mu się karta zapchała, to jeszcze padły akumulatorki, a ładowarka została w domu.
Leżał tak do momentu, gdy ten trzeci chłop się upomniał o swoje focie, czym sprowokował tego, co znalazł aparat, żeby ruszył do kogoś, kto ma taki sprzęt, co umożliwia przerzucenie fotek na dysk. No i tak się stało. Aparat odzyskał swoje megabajty na karcie.
Potem ten pierwszy chłop szedł na przyjęcie, bo akurat przyleciały takie dwa typy z emigracji, więc jest już pięciu chłopów w tej historii. No ale akurat oni nie grają w akurat tej historii tak ważnej roli, poza tym, że na ich cześć zorganizowano huczny bankiet, na którym pojawił się przelotem szósty chłop, który poniekąd jest sednem sprawy tutaj.
Jechał on akurat do Torunia i w celu, ażeby powitać tamtych chłopów, zawitał na przyjęcie i potem objuczony ciężką torbą ruszył z resztą tałatajstwa na miasto.
Zwierzył się on temu pierwszemu chłopowi, że, jak ostatnio był w Toruniu, to zobaczył parę fajnych wrzut, które akurat by pasowały na tą witrynę. Bo ten pierwszy chłop był naszym wywiadowcą. Pies pogrzebany był w tym, że jego telefon nie miał funkcji aparat. Wtedy ten pierwszy chłop powiedział temu szóstemu, że tak się składa, że ma on aparat w plecaku i mu go da, ale ten szósty musi sobie kupić cztery baterie i będzie git. Znaleziony aparat pojechał z szóstym chłopem do Torunia.
Właśnie tak się stało.

Na dodatek ten szósty typ w tej historii napisał nawet drobną notkę:
Polskie Toronto, Torn, TRN, Toruń. Miasto Kopernika i piernika. Perła gotyku pruskiego. od razu wiadomo że w tak światłym mieście, ludzie nie gęsi więc chuje kreslają. a w ich poszukiwaniu postanowiłem zbadać teren w koło sztuk pięknych czego efektem są te oto zdj
 BRAWO!

Podziękowania i ukłony w kierunku pana Filipa śle dowództwo.
A teraz materiał:

Toruń, 07.02.2013

Toruń, 07.02.2013

Toruń, 07.02.2013

Epilog:
Znaleziony aparat pojechał właśnie z siódmym typem, czyli dziadkiem tego pierwszego typa, do sanatorium.

KONIEC!

1 komentarz:

  1. brawo filip - fascynujący, wartościowy materiał.
    szczególnie ostatnie zdjęcie.

    OdpowiedzUsuń